Będąc czynnym urzędnikiem państwowym – piasując funkcję Powiatowego Lekarza Weterynarii – sprawowałem minn. nadzór nad zakładami produkującymi żywność zwierzęcego pochodzenia. Nadzorem tym objęte były  również zakłady ubojowe, w tym ubojnie drobiu.

            Na terenie mojego powiatu (olkuskiego) funkcjonowała spora ubojnia drobiu, zbudowana już po wejściu Polski do struktur UE, odpowiadająca wymogom unijnym, wyposażona w najnowsze technologie stosowane w tej branży. Z uwagi na to, że był to czas, w którym ustawa o ochronie zwierząt stanowczo zakazywała w naszym kraju uboju zwierząt bez wcześniejszego pozbawienia ich świadomości (bez ogłuszenia), a przepis wykonawczy do tej ustawy – rozporządzenie ministra rolnictwa czasowo dopuszczało ubój rytualny (koscher, halal), w niektórych powiatach powiatowi lekarze weterynarii zgadzali się na taki ubój, zaś w innych nie, uważając, że przepis niższej rangi (rozporządzenie) nie może stać w sprzeczności z ustawą.

            Ówczesny minister rolnictwa Wojciech Olejniczak uznał, że nie można godzić się z faktem, iż za zachodnią granicą, w Niemczech, nikt nie respektuje przepisów o ochronie zwierząt w kwestii zakazu uboju rytualnego i tamtejsze rzeźnie masowo świadczą tę usługę dla społeczności żydowskiej oraz muzułmańskiej. Argumentował, że skoro w innych krajach unijnych taki ubój jest legalnie wykonywany, to

dlaczego Polska ma na tym nie zarabiać?  

            Opierając się na rozporządzeniu ministra, zwrócił się do mnie właściciel dużej rzeźni drobiu o zgodę na prowadzenie w jego zakładzie uboju w systemie halal. Motywował swoją prośbę tym, że właśnie otrzymał od wysokiej rangi przedstawiciela muzułmańskiej grupy wyznaniowej propozycję wydzierżawienia zakładu pod potrzeby pozyskiwania mięsa drobiowego dla tej grupy w owym systemie.  Oznaczało to, iż jednego dnia w tygodniu do zakładu zjadą muzułmańscy fachowcy i dokonają uboju rytualnego przy wtórze stosownej muzyki. Uśmiercane w tym systemie zwierzęta nie będą przed wykrwawieniem poddawane ogłuszeniu, co oznacza, że stracą życie w pełnej świadomości. Tzw. „rzezak”, jednym sprawnym cięciem, spowoduje nagłą utratę znacznej ilości krwi, co w efekcie doprowadzi do rychłej utraty świadomości oraz śmierci ubijanego zwierzęcia.

            Uznawszy, iż skoro w naszym systemie prawnym ustawodawca wyklucza tego rodzaju praktyki, 

nie wyraziłem zgody

na tego rodzaju ubój na terenie zakładów pozostających pod moim nadzorem. Właściciel nie był zachwycony decyzją i  postanowił, że przekaże moje zdanie na ten temat samemu zainteresowanemu muzułmaninowi, aby ten… spróbował przekonać mnie do swoich racji.

            Muzułmanin zatelefonował i przedstawił swoje zdanie, nalegając abym zmienił swój pogląd i dopuścił do uboju rytualnego. Przekonywał mnie, że to przyniesie korzyść wszystkim zainteresowanym. On nie będzie zmuszony do dalekich podróży z całą załogą ubojową do zakładu w Niemczech, zaś nasz zakład osiągnie dodatkowe przychody; wszak nie jest wykorzystywany obecnie w stu procentach, a dodatkowy ubój rytualny nie zaburzy rytmu pracy zakładu.

            Przyznałem mu rację w tym, że zakład oraz on sam sporo na tym zyskają. To jednak nie może być powodem, dla którego miałoby się odbywać na naszym terenie  łamanie przepisów o ochronie zwierząt. Wyraziłem zgodę na ubój z wykorzystaniem rzezaka (w zamian za cięcie nożem mechanicznym, stanowiącym jeden z etapów uboju w tej rzeźni), jednak pod warunkiem przeprowadzenia wcześniejszego ogłuszenia drobiu w sposób klasyczny, tzn. z wykorzystaniem stanowiska (specjalnej rynny, wypełnionej wodnym roztworem soli) do ogłuszania ubijanych ptaków prądem elektrycznym. Mój rozmówca nie przystał na tę propozycję. Przeprowadził  długi wywód na uzasadnienie swojej nieugiętej postawy. Tłumaczył, skąd wzięła się tradycja uboju rytualnego że tylko w sposób nazwany „halal”, a więc przecinając naczynia krwionośne oraz krtań żywemu, w pełni świadomemu zwierzęciu, otrzymuje się mięso „koscher”, nadające się do spożycia przez wyznawców islamu. Uznał to za ciągłość wielowiecznej tradycji i zapewnił, że  nie złamie przyjętych w jego religii zasad i nie sprzeniewierzy się tradycji.

            Kiedy zabrakło mi już argumentów, a rozmówca nie odstępował od przekonywania mnie do zmiany decyzji,

postanowiłem zagrać vabank.

Zapytałem  muzułmanina, czy jest świadomy tego, iż żyjemy w 21 wieku i że wszelkie prawa obowiązujące w cywilizowanych krajach europejskich uległy diametralnym zmianom. Interlokutor oznajmił, że jest świadomy, iż żyjemy w Europie, kierując się nowymi zasadami. Zapytałem, czy on, będąc ortodoksyjnym wyznawcą islamu, korzysta równocześnie z osiągnięć techniki, wszelakich zdobyczy 21 wieku, czy posiada i korzysta z telefonu, samochodu, czy przemieszcza się po świecie korzystając z samototu? Odrzekł, że i owszem  te dobra są mu doskonale znane i nie wyobraża sobie życia bez nich.

            Postanowiłem mocniej zaatakować. Zapytałem go, dlaczego w takim razie nie kieruje się tradycją i, jak niegdyś czynili to jego dalecy przodkowie, nie porusza się po świecie tradycyjnie na wielbłądzie, czy  nie posyła z wieściami kuriera, miast sięgać do kieszeni po telefon?

            Mój rozmówca zamilkł. Po chwili oznajmił, iż obraziłem jego uczucia i że poskarży się na mnie u władz wyższych. Rozmowa zakończyła się  niczym.

            Po pewnym czasie dowiedziałem się, że

muzułmanin jednak dopiął swego.  

Mój  niedaleki sąsiad  powiatowy lekarz weterynarii  dopuścił w jednej z rzeźni na podległym mu terenie ubój drobiu w systemie halal.

            Owszem, miałem satysfakcję z uchronienia setek tysięcy drobiu w moim powiecie od niepotrzebnego zadawania im bólu.  Inna sprawa, że nieszczęsne zwierzaki i tak doznały cierpienia….  za miedzą.

            Właściciel rzeźni, któremu nie dałem zgody na barbarzyński ubój, długo wypominał mi, ile to stracił złotówek na moim uporze. Po latach, kiedy zakład przekazał swoim dzieciom, wyznał, że nie ma mi tego za złe. I dopiero teraz widzi, że moja decyzja była słuszna…

Kazimierz Janik