Rok 1989 witałem z nowymi nadziejami. Kształtująca się sytuacja polityczno-gospodarcza w kraju dawała promyk nadziei na nowe rozwiązania w działalności gospodarczej. A i w życiu prywatnym nastąpił przełom. Budowa domu w Kamionce Wielkiej ruszyła z kopyta. Wkrótce przekonałem się, że moje wynagrodzenie z pracy w lecznicy weterynaryjnej jest niższe niż pomocnika na budowie. Stanąłem przed wyborem – co dalej.

            I nastąpił ten moment, który zdecydował o moim miejscu w weterynarii. Z wiarygodnego przecieku, pochodzącego z wysokiego szczebla, dowiedziałem się że prywatyzacja wejdzie również i w naszą profesję. Ufając tej informacji następnego dnia piszę podanie do dyrekcji Wojewódzkiego Zakładu Weterynarii o udzielenie mi bezterminowego urlopu bezpłatnego.

            Udzielono mi go bez problemu – by mieć „problemowego” z głowy.

            Po kilku tygodniach – bingo! Decyzją Ministra Przemysłu Mieczysława Wilczka wprowadzono swobodę gospodarczą, w tym możliwość prywatyzacji w weterynarii.

            Szybko rejestruję własną działalność gospodarczą i uzyskuję wpis do ewidencji z dniem 01.08.1989r. To spowodowało wręcz wściekłość w dyrekcji. Znów zachciało się Serwinowi kozaczyć? Prywatyzacja? Nie – to się nigdy nie uda w naszym zawodzie!

            Na kolejnej odprawie w WZW zostałem napiętnowany, a że gabinet otworzyłem w miejscu swej dotychczasowej pracy to padło stwierdzenie: nawet gdyby mieli pracować na minusie, to Serwinowi trzeba udowodnić że jest w błędzie.

            Na następnym zebraniu dyrektor uroczyście ogłosił: prędzej Ziemia będzie się obracać w drugą stronę, niż sprywatyzuje się weterynaria. Po pewnym czasie  dobrze poinformowane źródło przekazuje mi wiadomość: Jasiek, od  następnego miesiąca wszystkie lecznice idą do prywatyzacji. Koniec z państwową weterynarią w zakresie usług dla ludności.

            Uznając za pewnik tę wiadomość, idę na kolejne zebranie kolegów lekarzy z dyrekcją. I tu pozwalam sobie na odrobinę kabaretu. Staję na środku sali i zaczynam się obracać wokół własnej osi – raz w jedną, raz w drugą stronę.

            – A tobie co ? – pyta dyrektor.

            – Sprawdzam, dyrektorze, czy Ziemia rzeczywiście obraca się w drugą stronę.

            – Bo? – dyrektor zdziwiony. 

            –  Bo już dziś ogłosi pan konieczność przymusowej prywatyzacji lecznic.

            – A ty to skąd niby wiesz?

            – A, już tam wiem, mam informację z samej góry.

            – No to radzę ci: wypierdalaj stąd!

            Ze spokojem opuściłem miejsce spotkania. Radość z podjęcia dobrej decyzji o złożeniu wniosku o bezterminowy urlop bezpłatny oraz zarejestrowaniu indywidualnej działalności gospodarczej w zakresie świadczenia usług weterynaryjnych dała mi potężnego kopa do rozwoju na następne lata.

            A dzień dzisiejszy to moment, w którym patrzę wstecz z satysfakcją. Kontynuacja drogi przez mojego syna Macieja, wnuk Mikołaj na trzecim roku weterynarii – to napawa mnie optymizmem. Sto lat tradycji, której początki dał dziadek Alojz, kontynuowanej przez wuja Jana i dalej ojca Stanisława, aż poprzez ostatnie 36 lat mojej kariery na swoim.

            Oby tak dalej!

                                                                                                   Jan Serwin