Najważniejsze, że  mamuśka odzyskała mleko…

Będąc na niedzielnym dyżurze w lecznicy powiatowej w Gryficach, przyjąłem zgłoszenie do maciory, która przestała karmić po porodzie. Miejscowość nazywała się Dziadowo.

         Przygotowałem torbę z lekami i pojazdem Syrena 105 L pomknąłem na ratunek.

         Gdy dotarłem pod wskazany adres, klaksonem oznajmiłem swoją obecność. Pod masywną bramą wjazdową pojawiła się gospodyni (też słusznych rozmiarów).

Otworzyła bramę i zapraszającym gestem zaczęła wzywać mnie do wjazdu na podwórze, porośnięte wysoką trawą i rumiankiem. Jadę we wskazane przez gospodynię miejsce. Nagle huk pod syreną, przednie koła się kręcą, a ja… zawieszony na kamieniu schowanym w trawie.

         Zgasiłem auto i, spieniony, wrzeszczę do właścicielki: 

         –  Dlaczego pani nie powiedziała, że tu taki kamień?!

         – To pan nie wiedział? Panie doktorze, wszyscy wiedzą.  A pan nie?

Po usłyszeniu takiej odpowiedzi nerwy szybko mi odpuściły. Tym bardziej, że  obudowa skrzyni korbowej oraz skrzyni biegów nie były uszkodzone, a gospodyni, przy niewielkiej mojej pomocy, zepchnęła syrenę z kamienia.

         A  najważniejsze, że prosiaki były szczęśliwe, bo mamuśka odzyskała mleko…                                                                                              Andrzej Kaznocha