Czarne koty sprawiają kłopoty
– Panie Heńku, te dwa czarne koty dzisiaj będą miały kastrację. Obydwa są czarne, prawie identyczne, tej samej wagi, ale mają dwóch różnych właścicieli. Pana obowiązkiem jest, żeby ich nie pomylić.
– Panie doktorze, zawsze może pan na mnie liczyć. Dopilnuję wszystkiego!
Miałem w zwyczaju, że wszystkie zabiegi chirurgiczne następnego dnia trafiały na wizytę kontrolną do mnie, bez względu na to, kto wykonywał zabieg.
Nazajutrz przyjąłem kilku pacjentów po wczorajszych operacjach. Trafia do mnie piękny, czarny kot po kastracji. Badam, oglądam okolicę kastracji, informuję właścicielkę o konsekwencjach zabiegu, czyli o zmianie PH moczu i, w związku z tym, o konieczności przestrzegania diety – ażeby nie doszło do syndromu urologicznego i, w rezultacie, do zatkania cewki moczowej. Opiekunka, bardzo przejęta, wsłuchuje się w moje wskazówki. W pewnym momencie zadaje pytanie: – Czy u kocurów po kastracji zmienia się psychika?
– Tak. Po pewnym czasie stają się spokojniejsze. A, przede wszystkim, są mniej waleczne. Związane jest to ze spadkiem testosteronu, który odpowiada, między innymi, za waleczność i chęć dominacji.
Opiekunka mówi, że już teraz zauważyła to… co zapowiedziałem na przyszłość. Jej kot, który zawsze był hałaśliwym zwierzakiem, zwłaszcza gdy był głodny, głośno miauczał, natomiast od wczoraj ani raz nie wydał z siebie głosu. Wytłumaczyłem, że prawdopodobnie ma to związek z wczorajszą sedacją i do jutra wszystko powinno wrócić do normy. Słowem – będzie miauczał, jak wcześniej. Pani, uraczona tą optymistyczną wizją, pożegnała mnie z zadowoleniem. Na wszelki wypadek poprosiłem, żeby jutro zadzwoniła z informacją, czy wszystko wróciło do normy.
Trafia do mnie drugi kot po kastracji. Wykonuję te same czynności, jak przy poprzednim pacjencie. Właściciel zadaje pytanie:
– Czy kocury po kastracji robią się nagle strasznie hałaśliwe? Bo od wczoraj, po przywiezieniu go do domu, cały czas miauczy. A jak zobaczył pustą miskę, to jego hałaśliwość wzmogła się nieprawdopodobnie!
I w tym momencie
w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka:
najwidoczniej doszło do zamiany kotów przy wydawaniu ich ze szpitala!
Nie podzieliłem się z opiekunem zwierzaka tym podejrzeniem, tylko poprosiłem go, by jutro koniecznie przyszedł z kotem na wizytę kontrolną. Następnego dnia z niepokojem oczekiwałem telefonu od właścicielki pierwszego kocura. Zadzwoniła: nic się nie zmieniło. Umówiliśmy się na wizytę kontrolną. Na wizycie
przekazałem, że kot zostanie u nas parę godzin na obserwacji. Poprosiłem pana Heńka, aby zabrał kota do szpitala i zawiązał mu na szyi czerwoną tasiemkę.
Po godzinie przybył opiekun drugiego kota, błagając, żeby coś zrobić „z tym potworem”, bo po kastracji jest nie do wytrzymania. Zaproponowałem pozostawienie kota do obserwacji. Pan był wniebowzięty, gdy zapewniłem, że wkrótce sytuacja ulegnie radykalnej zmianie (mogłem to zagwarantować, bo już byłem święcie przekonany, że doszło do zamiany kocurów). Pan Heniek zawiązał niebieską tasiemkę na szyi kocura…
Po paru godzinach osobiście wydałem właściwe kocury odpowiednim opiekunom. Jakaż była radość, kiedy telefonicznie poinformowano nas, że
nasi pacjenci zachowują się tak, jak przed operacją…
W mojej praktyce był to pierwszy i ostatni przypadek zamiany pacjentów.
Pan Heniek, który zawsze był bardzo sumienny i odpowiedzialny, od tego zdarzenia zawsze nosił przy sobie różnego koloru tasiemki, które przywiązywał każdemu pacjentowi na szyi, bez względu na to, czy była taka potrzeba, czy nie (każdy pacjent miał swoją kartę kliniczną).
Kocury i psiaki żyły długo i szczęśliwie – ku zadowoleniu swoich opiekunów.
Andrzej Pępiak