Bo krasule były pod wpływem…

Wielka Niedziela. Szykujemy się do świątecznego śniadania, kiedy przybiega dojarka z pobliskiej obory, alarmując, że leży kilka krów i nie można ich zgonić, a kilka innych dziwnie się zachowuje. Poważna sprawa, śniadanie może poczekać.

         Obora niewielka, na 100 sztuk, 500 metrów od domu, więc błyskawicznie jestem na miejscu. Sytuacja wygląda poważnie. Już nie kilka, a kilkanaście krów leży. Szybkie badanie kliniczne nic nie wnosi.

         Zaniepokoił mnie zapach alkoholu. Ale przecież są święta, może pracownicy podzielili się jajeczkiem ?!

         Okazało się,że pracownicy są w porządku. Ale z wywiadu wynikało, że z samego rana przywieźli z gorzelni wywar, który krowy chętnie skonsumowały. Te, które były najbliżej wejścia do obory, wypiły najwięcej  – i one odczuły to najbardziej. Okazało się, że w wywarze ziemniaczanym było sporo spirytusu – co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.

         Był to jednak okres świąteczny i być może pracownicy gorzelni coś chcieli zakombinować.

         Wszystko skończyło się szczęśliwie. Kilkanaście wlewów dożylnych glukozy zakończyło sprawę. Krowy w miarę szybko wytrzeźwiały.

         Czy miały kaca? Trudno powiedzieć…

                                                                                                     Andrzej Kaznocha