Początek lat dziewięćdziesiątych. Do gabinetu przychodzi moja stała klientka, pani profesor, lat około 80, z psem samcem w wieku ponad 10 lat. Po badaniu stwierdziłem, że konieczne będzie zbadanie moczu.
W tamtym okresie było laboratorium w ZHW oraz laboratorium „ludzkie” w Rynku Głównym w Krakowie. Przekazałem klientce te informację, pani wybrała laboratorium dla ludzi. Doradziłem więc, żeby mocz oddała, podając swoje nazwisko.
Po dwóch dniach klientka wraca do mnie z wynikiem badania, bardzo rozbawiona, zwracając się do mnie słowami: „Ale pan doktor mnie zrobił w konia!”. I zaczyna opowiadać:
– Tak, jak pan doktor zasugerował, oddałam mocz mojego psa do laboratorium dla ludzi na swoje nazwisko. Jak przyszłam odebrać wynik, to z zaplecza wyszło około 10 osób, bacznie mi się przyglądając. Nie wiedziałam, o co chodzi… Dopiero w domu zapoznałam się z wynikami badania. I dopiero wtedy zrozumiałem, dlaczego personel laboratorium wykazał tak duże zainteresowanie moją osobą. Otóż w próbce moczu stwierdzono… liczne plemniki!!!
Pani profesor przyznała że wynikiem tym bardzo się dowartościowała. No bo która koleżanka w jej wieku może się pochwalić podobnym?
Marek Przędzik