KLUB SENIORA LEKARZY WETERYNARII
woj. Małopolskiego
Aktualności Klubu Seniora
Galeria Klubu Seniora
Opowiadania lekarzy weterynarii z życia zawodowego
Nocny alarm.
Obudzony światłem nocnej lampki zdążyłem usłyszeć tylko koniec rozmowy.– Tak, rozumiem, krowa mocno wzdęta, pokłada się na ziemi. Mąż zaraz do pana przyjedzie – oświadczyła Mariolka, odkładając słuchawkę. – Która godzina? – Pół do czwartej. Masz wszystko, co trzeba? – Nie, po drodze muszę wpaść do Ciechocinka po leki. To, co mam w samochodzie, może nie wystarczyć
„Ludzki” doktor zszedł na psy
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia pełniłem funkcję Rejonowego Lekarza Weterynarii. Ówczesny rejonowy lekarz piastował funkcję zbliżoną do, powołanego do życia w 1999 r., Powiatowego Lekarza Weterynarii. Do zadań tego organu władzy szczebla rejonowego – rejonowego lekarza weterynarii – należało między innymi organizowanie badań oraz ochronnych szczepień profilaktycznych zwierząt w kierunku chorób zakaźnych zwierząt, zwalczanych z urzędu. Pośród zadań, jakie
Jak zostałem wpuszczony w rumianek
Najważniejsze, że mamuśka odzyskała mleko… Będąc na niedzielnym dyżurze w lecznicy powiatowej w Gryficach, przyjąłem zgłoszenie do maciory, która przestała karmić po porodzie. Miejscowość nazywała się Dziadowo. Przygotowałem torbę z lekami i pojazdem Syrena 105 L pomknąłem na ratunek. Gdy dotarłem pod wskazany adres, klaksonem oznajmiłem swoją obecność. Pod masywną bramą wjazdową pojawiła się gospodyni (też słusznych
Moja największa kompromitacja weterynaryjna
Brzemienne skutki baciarki „Nie zno zycio, fto nie bywoł na baciarce!” – nucili młodzi górale, parafrazując popularną piosenkę rezerwistów Marynarki Wojennej. Na barciarce bywałem, więc życia nieco liznąłem. Jedną z moich baciarek zapamiętałem szczególnie – skończyła się kompletną kompromitacją weterynaryjną. Co to jest baciarka? Dla współczesnych kawalerów z Podhala to termin historyczny – ich dziadkowie czy nawet ojcowie telefonów
Uratował mnie… kęs kiełbasy!
W latach dziewięćdziesiątych, zaraz po prywatyzacji zawodu lekarza weterynarii, kiedy postanowiłem odejść z lecznictwa na rzecz państwowej służby weterynaryjnej, prowadziłem jednoosobową działalność gospodarczą o nazwie Usługi Weterynaryjne. Jedenaście lat pracy w jednej gminie zaowocowało tym, że po odejściu do pracy w OT WZWet w Olkuszu nadal napływały do mnie zgłoszenia z terenu gminy Pilica, gdzie najprawdopodobniej rolnicy wysoko sobie
Gazeta „kupiła” wersję pana Henia i napisała…O tych, co łapią i zjadają łabędzie
Pewnego letniego dnia miejscowy miłośnik zwierząt zgłosił się do mojego gabinetu z workiem pod pazuchą. Z worka wyciągnął młodego łabędzia, któremu z dzioba wystawała, gruba jak palec, żyłka, długości około pół metra. Wyglądało to groźnie. Pan Henio, bardzo wzburzony, stwierdził, że, według niego, to miejscowi menele polują na młode łabędzie, które traktują jako zakąskę lub sprzedają, jako … mięso
Odłożone śniadanie świąteczne
Bo krasule były pod wpływem… Wielka Niedziela. Szykujemy się do świątecznego śniadania, kiedy przybiega dojarka z pobliskiej obory, alarmując, że leży kilka krów i nie można ich zgonić, a kilka innych dziwnie się zachowuje. Poważna sprawa, śniadanie może poczekać. Obora niewielka, na 100 sztuk, 500 metrów od domu, więc błyskawicznie jestem na miejscu. Sytuacja wygląda poważnie. Już nie kilka,
Krowa trafiła pod nóż.
Błędna diagnoza. Starych rzeźników warto posłuchać… Zapewne każdy z nas, bezpośrednio po uzyskaniu dyplomu i podjęciu swojej pierwszej w życiu pracy, nafaszerowany teorią oraz ideałami, starał się nieść pomoc za wszelką cenę, zbawiać niemal cały świat. Nie inaczej było również i w moim przypadku. Pamiętam swoje pierwsze lata pracy w PZLZ w Pilicy na stanowisku młodszego ordynatora. Gmina
Na ostrzu noża
Jako świeżo dyplomowany technik weterynarii – rocznik 1974 – zostałem zatrudniony przez Miejskiego Lekarza Weterynarii w Krakowie na stanowisku oglądacza w Weterynaryjnym Inspektoracie Sanitarnym (WIS), na terenie Zakładów Mięsnych w Krakowie, przy ulicy Rzeźniczej. Ta praca to nie był szczyt moich marzeń, bo wolałbym być studentem weterynarii, ale – przygotowując się do ponownego egzaminu na studia, za rok –
Taka staruszka …. i jeszcze może?!
Początek lat dziewięćdziesiątych. Do gabinetu przychodzi moja stała klientka, pani profesor, lat około 80, z psem samcem w wieku ponad 10 lat. Po badaniu stwierdziłem, że konieczne będzie zbadanie moczu. W tamtym okresie było laboratorium w ZHW oraz laboratorium „ludzkie” w Rynku Głównym w Krakowie. Przekazałem klientce te informację, pani wybrała laboratorium dla ludzi. Doradziłem więc, żeby mocz oddała,
Doktorze, krowę pucy!
Pracowity dzień w lecznicy powoli dobiegał końca. Zasłużony odpoczynek wydawał się na wyciągnięcie ręki, tym bardziej, że wróciłem właśnie po czterdziestogodzinnym dyżurze na pogotowiu weterynaryjnym. Załoga pomocnicza, złożona z woźnego i technika weterynaryjnego, podsumowała dzień kieliszkiem Łąckiej. – No to, doktorze, czas do domu. Niech pan trochę odpocznie, żeby nikt nie niepokoił żadną robotą wieczorem. Szybko udałem się
Mój pierwszy i ostatni przypadek zamiany pacjentów
Czarne koty sprawiają kłopoty – Panie Heńku, te dwa czarne koty dzisiaj będą miały kastrację. Obydwa są czarne, prawie identyczne, tej samej wagi, ale mają dwóch różnych właścicieli. Pana obowiązkiem jest, żeby ich nie pomylić. – Panie doktorze, zawsze może pan na mnie liczyć. Dopilnuję wszystkiego! Miałem w zwyczaju, że wszystkie zabiegi chirurgiczne następnego dnia trafiały na wizytę kontrolną do